Łk 6, 27-38
Wszystko jest proste w tej ewangelii.
Jak będziemy miłować nieprzyjaciół, błogosławić tym co nienawidzą nas albo pożyczać bez oczekiwania na zwrot to będziemy faktycznie wolni oraz otrzymamy szczęście wieczne.
Skąd brać siły do ciągłego przegrywania. Bo jeśli będziemy postępować w ten sposób równa się nadużycie. Pozostaniemy bez środków do życia. Wielu chętnie żyje na cudzy koszt.
Tak żyć to jest nierealne.
A jednak ewangelię Pan nam dał abyśmy nią żyli.
Więc albo boimy się nią żyć i dlatego wciąż nam ciężko w życiu albo jakoś przeinaczamy te słowa.
Może musimy znaleźć się po drugiej stronie życia.
Jedna to drżenie żeby nic nie wydarzyło się smutnego, bolesnego, nic nie zmąciło spokoju.
Druga strona to śmierć, którą Pan przezwyciężył. Nikt tego nie widział a jedynie byli tacy którzy spotkali Go żywego oraz o tym świadczyli. W tym świadczeniu pewnie jest siła która pozwala żyć jak uczy dziś Pan.
Ta klejność zatem jest odwrotna.
To nie jest tak, że będziemy oddawać wszystko a później staniemy się wolni oraz szczęśliwi.
Tylko najpierw musimy być szczęśliwi oraz wolni bo świadczymy o zmartwychwstaniu Pana, z tego płynie siła by błogosławić przeklinających nas.
Może dlatego, że tak mało jest tych któtrzy potrafią ze spotkania z Panem uczynić jedyny cel życia, to te słowa wydają się nie możliwe bądź zaczynamy od razu zmieniać ich sens.
A może jednak jest dużo takich osób, tylko ich nie widzimy bo sami nie żyjemy zmartwychwstaniem.
Dlatego te słowa dzisiejsze stały się naszymi nieprzyjaciółmi? To pokochajmy je.
amen