Nie widzimy Pana i nie rozpoznajemy

J 21, 1-14

Ukazuje się Pan na brzegu jeziora, ale jest nie do poznania, jak słyszymy.

Za pierwszym razem mogli się nie spodziewać uczniowie. Ale za drugim już Go znali a za trzecim tym bardziej.

A tymczasem za trzecim razem nie mogą poznać.

Rozpoznaje tylko umiłowany uczeń. I Piotr natychmiast wierzy temu uczniowi.

Stało się coś więcej niż nagłe przekonanie.

Bo tylko powiedział, a Piotr od razu zobaczył Pana. Choć przecież patrzył a nawet mówił z Nim, tuż przed tym zdaniem umiłowanego ucznia.

Potrzebne było stwierdzenie umiłowanego ucznia. Pomimo tego, że Piotr pierwszy wszedł do grobu, pierwszy uwierzył, to umiłowany uczeń rozpoznaje Pana. Choć ten uczeń początkowo też nie rozpoznał.

Jest jakaś inna prawidłowość w tych spotkaniach ze Zmartwychwstałym oraz Jego rozpoznawaniem.

Może tak jest z nami.

Patrzymy, słyszymy pytania, rozmawiamy, odpowiadamy Mu! A nie widzimy Pana i nie rozpoznajemy.

Nawet na pewno tak jest.

Bo nie rozpoznajemy swojego czasu nawiedzenia. Chcielibyśmy aby było inaczej. By przychodził do nas Pan, ale w taki sposób jak nam odpowiada. I wtedy Go nie widzimy. Dopiero ktoś musi za nas rozpoznać w naszym życiu Pana.

Pocieszające jest, że może i my innym pomagamy rozpoznawać Pana w ich życiu.

A może działa Kościoł – jeśli tak można powiedzieć. Pomagamy rozpoznać innym, a nawet o tym nie wiemy. Tym samym uczymy się pokory oraz wielkiej niespodzianki na końcu świata.

Chyba, że wciąż myślimy o sobie.

Tak jak uczniowie na łodzi byli źli, że nic nie złowili, to nic nie wiedzieli, nie zobaczyli Pana gdy spojżeli na brzeg.

Ciągle odrywajmy wzrok od siebie samych.

amen

Skip to content