Łk 15, 1-10
Wszyscy grzesznicy oraz celnicy przybliżali się do Pana, żeby Go słuchać. Z takiego słuchania płynęło do nich jakieś dobro. W przeciwnym wypadku by się nie przybliżali. A to byli ci których nie lubili w spoleczności oraz ci którzy męczyli sumieniem własnym.
A takim jak Pan można być. Żeby ludzie przychodzili do nas. Szczególni ludzie. Bo ci którym jest bardo źle.
Można sobie wyobrazić, że szukali czy otrzymywali nadzieję oraz ulgę w swoim bólu. Od razu możemy pytać o nasz ból?
Jaki jest? Ktoś go zna? Bo to jest jedyna droga aby nieś ulgę, poznać swój ból, przegryźć się przez niego aby potrafić opowiedzieć czy wypowiedzieć go innym.
Czy raczej jesteśmy samotni oraz udajemy jakąś inną historię, przybieramy twarz wesołą lub obojętną. Zastygłą. Niby przeżywamy jakieś inne życie.
A co zrobić gdy przychodzimy do Pana tak jak ci dzisiejsi ludzie z ewangelii, a ulga upragniona nie przychodzi? Pewnie tym jesteśmy najbardziej zainteresowani, jeśli potrzebujemy tej ulgi bo nam źle. Opowiadamy a tu nic.
Może sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana i Bóg liczy na nasze czekanie. Nie rozumiemy dlaczego, skoro wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca, to wyobrażamy sobie że wszyscy mamy mieć identycznie. Ale może to ma jakiś zamysł, czy konieczność.
Dla tego który cierpi, zupełnie niezrozumiałą.
Bo ile można przychodzić?
Raz, dwa razy, tydzień, 10 – sięć lat, 50 – siąt lat?
A zmiany nie ma, co wtedy?
O jednym zapominamy.
Pan mowi radość nastaje wśród aniołów Bożych czyli w niebie, po nawróceniu jednego grzesznika.
Uczmy się radować gdy inni się radują. Czy tylko wciąż chcmy myśleć o sobie?
amen