Łk 15, 1-3.11-32
Ta przypowieść jest chyba najbardziej znaną z całej ewangelii. Jest czytelna dla każdego. Dla niewierzących również. Oto ktoś chciał uciec z domu, zabrał co mu się należy, otrzymał to, potem wszystko stracił, odmieniony postanowił wrócić. A w domu został przyjęty pomimo swoich głupot które narobił w życiu.
To jest uniwersalna historia.
Jest naturalną czy wręcz konieczną sprawą wyjechać z domu. Po swojemu żyć. Szukać w ten sposób mądrości albo w ogóle równowagi. Czasami się to udaje czasami kończy tragicznie. A w pewnym momencie powstaje konieczność powrotu do domu. Może zawsze zresztą gdzieś się tli aczkolwiek może być zwalczana usilnie. Powrocić do domu aby skonfronotwać swoją mądrość, zyskać akceptację czy zrozumieć siebie samego.
Dobry Bóg tak uczynił, że bez zrozumienia przeszłości jesteśmy nie pełni. Choć ostatecznie napełnieni będziemy gdy całość stworzenia zyska pełnię. Czego symbolem jest starszy brat w tej przypowieści. On również musi zrozumieć kim jest. Pomimo że jest caly czas w domu, nie wiele zrozumiał ze swojego życia. Okazał się niewolnikiem. A przecież jest synem.
Jak wielu jest na świecie którzy wciąż szukają siebie, niszczą siebie innych albo uciekają od domu rodzinnego widząc w nim tylko przemoc, albo pozostają w domu zamykając sobie drogę do rozwoju czyli tych różnych darów które przygotował im Dobry Bóg w ich życiu.
Ale to wszystko pewnie znamy z życia. Im dłużej żyjemy tym bardziej odkrywamy te prawidłowości. Tym co najmocniej porusza to postawa ojca z tej przypowieści. Wciąż godzi się na kolejne rozczarowania, straty a póżniej potrafi się radować bez niepotrzebnych niedomówień. I co najważniejsze wciąż bierze siły aby być oparciem.
Pewnie taki jest ojciec, tak go sobie wyobrażamy. Dużo dalibyśmy aby takieg mieć.
A może takimi mamy być dla innych.
amen