Sądzenie to naturalny stan w którym przebywa nasz umysł od rana do wieczora. Wciąż sądzimy/oceniamy to drugie to lżejsza forma sądzenia.
A to tych których spotykamy w jakiejś sprawie a to tych których obserwujemy w życiu blisko albo gdzieś daleko za pomocą jakiś opowieści które do nas docierają. Nawet trudno sobie wyobrazić abyśmy nie sądzili ludzi których spotykamy.
A ostatecznie być może tylko i wyłącznie samych siebie nieustannie sądzimy.
Sądzenie wydaje się takim narzędziem które pozwala żyć bezpiecznie bo wiemy czego się spodziewać po kimś kogo spotykamy albo jak się dowiadujemy o kimś.
I w tym sądzeniu jego skrajna forma czyli potępienie nie jest obce nam.
Oceniamy-sądzimy-potępiamy.
Ono jest wyrazem obrony gdy nie ma innej możliwości żeby odciąć się od jakiegoś poglądu albo od czyjegoś życia żeby nie mieć nic wspólnego z czymś kimś co nam zagraża jak właśnie – sądzimy. Albo gdy tak się dzieje. Bo tak często jest wokół nas to wiemy – zresztą jest takie powiedznie: pod lampą najciemniej.
My tak często albo zawsze postępujemy.
A Bóg nie potępia nie sądzi bo pragnie zbawić.
Jakaś zupełnie inna sytuacja. Kiedy się tak nauczymy? – jak Bóg.
I czy nie było by wtedy jakiejś katastrofy? Żeby nas okradli za chwilę! Z majątku idei wartości czy nawet wiary nadzieji? Zdrowy rozsądek wymaga tego sądu nad drugim.
Otóż w takiej pułapce tkwimy.
Możemy być dobrzy albo rozsądni. I ta pułapka odsłania dwa trudne wysiłki które musimy wykonywać przez całe życie.
Pierwszy.
Jak będziemy dobrzy to ta równowaga miłosierdzie(a)sprawiedliwość będzie sie przesuwała w kierunku miłosierdzia i wtedy zawsze będziemy tracić.
Jak będziemy rozsądni to uratujemy swoje zasoby a może nawet ukształtujemy kogoś na odpowiedzialnego człowieka. Jeśli będzie miał taką motywację. Ale będziemy wciąż aż sprawiedliwi i tylko sprawiedliwi.
A nad to godzinami mówimy że Bóg jest miłością. Jak to pogodzić?
A wydaje się że ewangelia zawsze prowadzi do tego że tracimy. Tak już jest kto chce iść za Panem będzie tracił żeby otrzymać. Miłość jest póki nie ma nieba – przegraną na ziemi. Może dlatego wciąż tak powtarzamy że miłość że z miłości że miłością że dla miłości.
A drugi wysiłek druga praca tej pułapki naszej aby nie sądzić jest następująca jest nim pytanie z dzisiejszej ewangelii kiedy Bóg przestanie być dla nas sprawiedliwym oceniającym w efekcie potepiającym?
Bo to zawsze jest w tle gdy chcemy rozmawiać z Bogiem. A przecież On wysyła Syna nie żeby potępił ale żeby zbawił. Gdy chcemy rozmawiać z Bogiem nie możemy zaczynać od ciągłego snucia bólu wewnętrznego nad swoją dolą grzesznika.
Ale jeśli zatem to jest naturalny nasz stan to jak to można zmienić?
A Pan mówi pozostaw swój dar i idź pojednaj się z bratem. A wtedy już nie będziemy sądzić. Czyli można nie sądzić. Można cieszyć się światem. Zbawieniem. Ale zależy od pojednania.
Naturalny stan umysłu a nam potrzeba ewangelii która przychodzi do ludzi po to aby przestali się bać aby byli szczęśliwi aby nie byli oceniani. Bo Bóg daje im Miłosierdzie.
Tylko my możemy im to opowiedzieć przekonać ich jeśli sami przestaniemy oceniać siebie samych potem Boga potem innych ludzi.
Od natury przechodźmy do ewangelii. Jesteśmy dziećmi Boga. Wszyscy. Ale czy tak jest?
amen