Drodzy Bracia i Siostry,
Rozpoczynamy tą uroczystą Eucharystią – Paschę Jezusa Chrystusa.
Już na przełomie II wieku jeden z najwybitniejszych teologów chrześcijaństwa, Orygenes, mówił do współczesnych mu chrześcijan pochodzenia nieżydowskiego:
„Bracia, nie kompromitujcie się wobec braci Hebrajczyków i nie mówcie, że Pascha oznacza jedynie mękę i cierpienie.”
My również mamy taką tendencję – aby właśnie w ten sposób myśleć o tych trzech dniach, które rozpoczynamy dziś świętować. Triduum Paschalne często kojarzy się nam przede wszystkim z męką i krzyżem. Tymczasem hebrajskie słowo Pesach oznacza coś zupełnie innego.
Ten błąd w rozumieniu znaczenia Paschy pojawił się już w starożytności – greckie słowo pascho znaczy bowiem „cierpieć”, dlatego też tak interpretowali to pierwsi chrześcijanie. Jednak, jak wyjaśniał Orygenes, hebrajskie Pesach znaczy „przejście” – to wyjątkowe przejście z niewoli do wolności.
Nieprzypadkowo otrzymujemy dziś w liturgii pierwsze czytanie, które ukazuje zapowiedź lub raczej opis pierwszej Paschy – tej celebrowanej w Egipcie. Ważne jest, byśmy zrozumieli, co wówczas się wydarzyło, ponieważ tamta Pascha – obchodzona przez wieki w narodzie izraelskim, aż po dzień dzisiejszy – niesie ogromne znaczenie.
Zaledwie kilka dni temu Żydzi obchodzili Pesach – święto Paschy. Tak samo, jak przez 33 lata swojego życia świętował je Jezus Chrystus. To dla nich najważniejsze święto, które ma także drugą nazwę: Zman Cheruteinu – Święto Naszej Wolności, upamiętniające wyjście z niewoli egipskiej do wolności w Ziemi Obiecanej.
To również święto przejścia przez Morze Czerwone, ukoronowane przymierzem na górze Synaj. Dzisiejsze czytanie mówi o rytuale, który Izraelici obchodzili po raz pierwszy – jeszcze w Egipcie, zanim wyszli z niewoli. Widać tu pewną prawidłowość w objawieniu Bożym: Bóg zawsze działa w sposób sakramentalny – zapowiada to, co ma się fizycznie wydarzyć, i w tym zapowiedzeniu już się to dokonuje.
Tak było z pierwszą Paschą – Izraelici jeszcze nie opuścili Egiptu, a już doświadczali duchowego wyjścia. Anioł śmierci przechodził przez Egipt i zabijał pierworodnych, lecz Izraelici zostali ocaleni, ponieważ ich odrzwia były oznaczone krwią baranka – znakiem danym przez Boga dla ich ocalenia. To właśnie ten rytuał – powtarzany przez wieki – nie był tylko wspomnieniem, lecz realnym uczestnictwem w tym wydarzeniu.
W rytuale Paschy czytamy słowa, które wypowiada ojciec rodziny:
„Niewolnikami byliśmy u faraona w Egipcie, ale wywiódł nas stamtąd Wiekuisty, nasz Bóg, ręką silną i ramieniem wyciągniętym. A gdyby nie wywiódł nas Najświętszy – pochwalony On – z Egiptu, to my, nasze dzieci i wnuki nadal podlegalibyśmy faraonom. Każdy, kto rozwodzi się nad wyjściem z Egiptu, jest godny najwyższej pochwały.”
A kiedy wyjaśnia dzieciom znaczenie Paschy, bo są one ważnymi jej uczestnikami, mówi wielce znaczące słowa, ukazujące, że nie jest to tylko wspomnienie wydarzeń minionych, ale że dzieje się to w czasie tej celebracji, w jego życiu: „[Czynimy to] dlatego, żeby okazać wdzięczność za to, co Wiekuisty uczynił dla mnie przy wyjściu z Egiptu”… Gdyż także Pascha Izraela jest sakramentalnym urzeczywistnieniem tego, co Bóg uczynił w historii Izraela i czyni w niej.
To, co Izrael przeżywa przez wieki, Jezus Chrystus udoskonala. W czasie żydowskiej Paschy zawsze otwarte są drzwi – w oczekiwaniu na przyjście Mesjasza. Jezus Chrystus spełnia to oczekiwanie. Jak usłyszeliśmy w Niedzielę Palmową, powiedział do uczniów, rozpoczynając Ostatnią Wieczerzę:
„Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał.”
I przemienia znaczenie Paschy, wchodząc w głębszy wymiar – zewnętrzne wyzwolenie z niewoli Egiptu staje się symbolem głębszego wyzwolenia człowieka – z niewoli grzechu.
Nie chodzi już o wyzwolenie z Egiptu, Babilonu, Grecji czy Rzymu. Chrystus przychodzi, by uwolnić nas z niewoli, która sprawia, że nie możemy stać się tym, kim Bóg nas uczynił – Jego dziećmi, obrazem miłości. Ta niewola grzechu prowadzi do zniszczenia człowieczeństwa, do przemocy, cierpienia, zbrodni – i widzimy to przez wieki, także dziś.
Jezus Chrystus przyszedł, aby nas wyzwolić z tej niewoli. Najpierw sakramentalnie ofiaruje samego siebie w Wieczerniku, o czym przypomina nam dziś św. Paweł. On, który stał się człowiekiem, stał się barankiem ofiarnym, który gładzi grzech świata.
W Ewangelii słyszymy:
„Jeśli staniecie się moimi uczniami, poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.”
Nie chodzi o filozoficzną prawdę, ale o prawdę osobową – o Jezusa, który jest Prawdą, i o Jego Ojca, którego miłość zwycięża wszystko.
Właśnie dlatego Jezus ustanawia Eucharystię – nową Paschę, będącą kontynuacją i wypełnieniem tej starotestamentalnej. Chleb, który łamiemy, nie jest już chlebem niewoli egipskiej, życiem złamanym w niewoli, ale Jego Ciałem za nas wydanym. Kielich, który pijemy, nie jest już kielichem Starego Przymierza, ale Jego Krwią, która nas wyzwala w Nowym Przymierzu.
Jan, w swojej Ewangelii, nie opisuje bezpośrednio ustanowienia Eucharystii – bo zakłada, że uczniowie już znają wcześniejsze Ewangelie, napisane kilkadziesiąt lat wcześniej. On sięga głębiej, pokazując duchowe znaczenie. Rozpoczyna od słów: Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca… Rozróżnia tu dwie Paschy tę żydowską, i tę nową Jezusową, która zaznaczona jest przez słowa: przejście Jezusa z tego świata do Ojca. Ta nowa Pascha, w której nie tylko Jezus przechodzi z tego świata do Ojca, ale i nas sakramentalnie przeprowadza, jak ongiś Mojżesz przez Morze Czerwone. A czyni z miłości, bo jak Ewangelista zaznacza: „Do końca ich umiłował”. Owo „do końca” (eis telos) oznacza nie tylko miłość aż do śmierci na krzyżu, ale także miłość doskonałą (teleia), o której wspomni potem św. Jana w pierwszym swoim liście (por. 1J 4,18), iż ta doskonała miłość usuwa lęk, główne narzędzie, przez które szatan zniewala człowieka (por. Hbr 2,15). Jezus, świadomy swojej godziny, wstaje od wieczerzy, składa szaty – symbolicznie odkładając na bok swoje bóstwo (św. Ignacy każe nam kontemplować: „jak bóstwo się ukrywa [ĆD 196]) – i przepasuje się prześcieradłem, które jest symbolem Jego człowieczeństwa. Jezus bowiem zbawia na przez swe człowieczeństwo. Wlewa wodę – symbol życia – aby obmyć uczniom nogi. Obmywa ich, swoim życiem, oddając je za nich.
Piotr tego nie rozumie, wzbrania się, ale Jezus przekonuje go, by przyjął tę posługę – sakramentalną i rzeczywistą, którą Pan wypełni do końca, oddając życie.
To wyzwolenie, o którym mówimy, dokonuje się w sercu każdego człowieka. Źródłem zła – jak mówi Pismo – nie są struktury zewnętrzne, ale serce oszukane przez złego ducha. Jezus pragnie dotrzeć właśnie tam – do serca – aby je przemienić miłością, aby je wyrwać ze szpon złego ducha, które je skuwa lękiem, uniemożliwiając mu prawdziwą miłość – jego najgłębszy sens.
Dziś celebrujemy Eucharystię, która nie zakończy się jak zwykle. Nie będzie Mszy Świętej w Wielki Piątek ani w Wielką Sobotę. Dzisiaj rozpoczynamy liturgię, która potrwa aż do Wigilii Paschalnej – bo Jezus Chrystus wydaje się za nas i dla nas zmartwychwstaje.
Podczas Pascha żydowskiej pije się z cztery kielichy wina. Jezus podczas ostatniej wieczerzy nie pije czwartego kielicha, który spożywano po wielkim hallelu. Ostatni kielich, który spożywają, to trzeci kielich, kielich błogosławieństwa, o którym mówi w drugim czytaniu św. Paweł, to kielich wina, które Jezus przemienia w swoją Krew. Jak zaznacza w swej ewangelii św. Marek: Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej (Mk 14,26)… Ale ta Pascha nie jest przerwana. Ona trwa. Przechodzi z postaci sakramentalnej w fizyczną. Ten czwarty kielich, to kielich Mesjasza, który Jezus wypije na krzyżu, kosztując octu, jak Mu podadzą żołnierze. Nie był to jednak ocet w naszym rozumieniu, ale kwaśnie wino, którym żołnierze rzymscy gasili pragnienie. Stąd też jasnym się staje, o jakim kielichu mówi Jezus w Ogrójcu, gdy się modli: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich… ale nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie.”
My dziś towarzyszymy Jezusowi – w Ogrodzie, w więzieniu, na krzyżu – aby wpatrywać się w Jego miłość i zrozumieć, co uczynił dla naszego wyzwolenia. Uczestniczymy w Jego Passze przez te najbliższe dwa. To dalszy ciąg tego, co teraz sakramentalnie sprawujemy.
Na końcu Ewangelii słyszymy:
„Dałem wam przykład, abyście i wy czynili tak, jak ja wam uczyniłem.”
To nie jest moralny nakaz – to dar. Jezus daje nam siebie, swoją moc, byśmy mogli miłować tak, jak On nas umiłował. Abyśmy przebaczali, okazywali miłość – aż do końca, aż do krzyża – naszego krzyża.
Dziś świętujemy nie tylko ustanowienie Eucharystii, ale wraz nią także ustanowienie kapłaństwa, jak je Kościół nazywa – służebnego, bo kapłan jest sługą Chrystusowego zbawienia. Święcenia kapłańskie kończą się wielce znaczącymi słowami. Każdy z nas kapłanów słyszał je wypowiadane przez biskupa nad sobą. Obyśmy je zawsze pamiętali:
„Przyjmij dary ludu świętego, które mają być ofiarowane Bogu. Rozważaj, co będziesz czynić, naśladuj to, czego będziesz dokonywać i prowadź życie zgodne z tajemnicą Pańskiego Krzyża” I prowadź życie zgodne z tajemnicą Pańskiego krzyża…
To dar – Eucharystii i kapłaństwa – który z Jezusem jest możliwy do uniesienia. Na koniec biskup mówi: Pokój z tobą! Czyli: Nie bój się. Wejdź w to misterium, które otwiera się przed tobą i przed nami wszystkimi, bo my wszyscy jesteśmy wezwani, co więcej, wprowadzani przez Chrzest i Eucharystię, w tajemnicę Pańskiego krzyża. Każdy z nas otrzymuje ten dar Jezusa Chrystusa – abyśmy, upodabniając się do Niego, dotarli tam, gdzie On nas oczekuje – w pełni szczęścia, abyśmy uczestnicząc w Jego uniżeniu, mogli także uczestniczyć w Jego zmartwychwstaniu i tak idąc z Nim przeszli z tego świata do Ojca. Amen.
Ks. Stanisław Łucarz SJ