J 3, 16-18
Każdy kto wierzy w Syna Bożego, nie zginie, będzie miał życie wieczne.
A przecież takie skomplikowane wybory dokonujemy w życiu.
Choć na początku mogło być prosto, bezpiecznie. Były dramaty czy okropne wybory jak na dziecko, ale zawsze otoczone bezpieczeństwem najbliższych.
Jest wielu innych, którzy tak nie mieli. Takich życie okupione jest niepewnością od urodzenia. Czy to integralności fizycznej przez jakieś choroby, czy ingerencję innych, którzy zadali cierpienie, przez destrukcje psychiki czy ducha. I nigdy już nie mogą zaufać nikomu, tylko marzą o spokoju w samotności bez bólu. Kiedyś znali, ale już tylko mogą tęsknić za takim życiem.
A inni nawet nie znają życia beztroskiego. Stąd nawet nie potrafią pragnąć takiego życia.
Oni wszyscy nie mogą uwierzyć Synowi, dlatego że nigdy nie słyszeli o Nim. Lub słyszeli, ale w wersji skarlałej, antyewangelii. Pozostaje im tylko uciec od takiego wariantu dobrej nowiny, za którą kryje się obojętność, wykorzystanie, cynizm jej „zwiastunów”.
Bóg mówi, Syn przyszedł nie potępiać a zbawić.
Czy faktycznie mamy w sobie światło tych słów. Aby oświetlić innym życie, musimy umieć żyć zbawieniem.
A to oznacza, że nic nie ma znaczenia, bo Bóg jest inny niż wszystko. A na czym nam dziś zależy? Na ilu sprawach? Ludziach? Ich ocenach? Ich spojrzeniach?
Gdzie to światło zbawienia zawędrowało w naszych duszach?
Ile innym oświetlamy ich drogi.
Światło jest najważniejsze.
amen